poniedziałek, 28 grudnia 2009

Czy Bóg się brzydzi religijnych ludzi?

Pewna moja znajoma ostatnio stwierdziła że tym co najbardziej odstręcza od niedzielnych wizyt w kościele jest to, że wie że spotka tam z pewnością pana X. Pan X jest człowiekiem obłudnym i wrednym, o charakterze skrajnie paskudnym. Nie przeszkadza mu to jednocześnie być osobą nadzwyczaj religijną.

Bodajże największą kulą u nogi chrześcijaństwa są charaktery ludzi „chodzących do kościoła”. Tymczasem teologia i moralność powinny być dwiema stronami tej samej monety. Religijność można być traktowana jako możność do zaistnienia społecznego, lansowania się i jeszcze wielu innych celów.

Jeden z najbardziej wpływowych teologów XX w. Szwajcar Karl Barth, rozróżnił dwie postawy w człowieku, po pierwsze religijność jako coś zewnętrznego, bardziej dla oka i innych ludzi, niż dla Boga. To sytuacja instrumentalnego traktowania spraw ducha. Idę do kościoła bo potrzebuję się wyciszyć na chwilę, jednocześnie następnego dnia mogę posługiwać się językiem skrajnie wulgarnym, pokazywać że najważniejsze są pieniądze itd. . Religijność w tym przypadku jest nastawiona na moje potrzeby emocjonalne.

Religijności Barth przeciwstawia – pobożność, czyli podążanie za Bogiem. Gotowość do dostosowania życia do Niego, nie tylko przestrzeganie przykazań ale przede wszystkim życie wyraźnie razem z Nim. Czy to jest sztuczne rozróżnienie? Nie wydaje mi się. Czytając Biblię widzę wyraźnie że Jezus brzydzi się ludźmi, którzy obnoszą się ze swoją religijnością na pokaz. Publiczne długie modlitwy, specjalne szaty liturgiczne... .

Jeśli przyjąć metodologię Bartha, trzeba uznać że choć to co zewnętrznie podobne jest do siebie w formie: praktykowanie modlitwy, śpiewanie pieśni, uczestniczenie w nabożeństwach to jednak te dwie postawy dzieli odległość lat świetlnych od siebie. Bez wątpienia jeśli my sami mamy problem żeby rozpoznać w sobie rzeczywistą intencję, Bóg zna nasze serca i motywacje.

Księga Izajasza 29:13 mówi :

„ten lud zbliża się do mnie swoimi ustami i czci mnie swoimi wargami, a jego serce jest daleko ode mnie, tak że ich bojaźń przede mną jest wyuczonym przepisem ludzkim”,

Jezus dopowiada w ewangelii Marka: „ daremnie mi jednak cześć oddają” (Marek 7,7)

Jeśli ludzki wysiłek religijny nie jest nastawiony na to aby kochać Boga ze wszystkich sił, aby poznać Go i uczynić najważniejszym w życiu, aby Jego słowo stało się automapą prowadzącą przez nie. Jeśli Bóg jest nam potrzebny do załatwienia naszych spraw, to przestaje być Bogiem a staje się bożkiem, dżinem zamkniętym w lampie, którego chętnie byśmy użyli do swojego celu. Bóg nie pozwala się czynić dodatkiem do czyjegoś życia. Jedyne miejsce jakie mu się należy to być Panem, Adonaj, Kyrios, El-Szaddaj, taka postawa jest pobożnością. Jestem pewien że zakończenie oburzy wielu czytelników, trudno spodziewam się tego.

Bóg się brzydzi religijnych ludzi.

1 komentarz:

  1. hm. mnie odrzuca w kościele inna rzecz. zinstytucjonalizowana wspólnota przestaje patrzeć do swojego wnętrza, analizować słowo, którym powinna się kierować. zamiast tego wszystkiego uczestniczy w teatrze socjologiczno-politycznym, gdzie człowiek jest jedynie środkiem do jakiegoś nieznanego celu.
    nie jestem w stanie nazwać tego zjawiska religijnością. jeśli uznajemy to, co się dzieje w kościołach za przejaw religijności, to z pewnością nie jest ona bliska Waszemu bogu.

    OdpowiedzUsuń