poniedziałek, 22 marca 2010

Co robi Kapelan Więzienny?


W tym poście chciałbym opisać część mojej służby pastorskiej, której oddaje się od prawie 6-ciu lat. Jest w Ewangelii Jana. 1:46 takie zdanie o Jezusie: Czy z Nazaretu może być coś dobrego? Wyraża ono cały sceptycyzm w stosunku do kogoś do kogo się ma uprzedzenia. Zazwyczaj jest tak że każdy z nas ma kogoś w stosunku do kogo ma właśnie takie nieufne nastawienie. Dla mnie taką grupą społeczną byli... kryminaliści (co w sumie chyba nie jest dziwne).

Paradoksem jest więc fakt iż od jakiegoś czasu pełnię służbę kapelana więziennego. Właściwie należałoby powiedzieć szczerze, że opierałem się przed tym. Ale tak jak Natanael zmienił nastawienie do Jezusa pochodzącego z Nazaretu, tak i ja podjąłem próbę przełamania swoich oporów i rozpoczęcia służenia osobom skazanym na karę więzienia.

Powodem przeważającym moją niepewność była rozmowa ze znajomym. Kiedy zapytałem co myśli na temat mojego potencjalnego zostania Kapelanem Więziennym zacytował słowa Jezusa
Byłem nagi, a przyodzialiście mnie, byłem chory, a odwiedzaliście mnie, byłem w więzieniu, a przychodziliście do mnie. Mat. 25:36

Nie ukrywam że pierwsze spotkania odbywały się w atmosferze nieco dla mnie napiętej. Po kilku tygodniach stres minął i rozpoczęły się szczere rozmowy. Co tydzień na spotkaniu odbywa się wspólne studium fragmentu Słowa Bożego. To co sobie cenię najbardziej to szczerość, nie ma żadnego ściemniania, udawania czy pozornej religijności. Albo jestem za albo przeciw, lubię ludzi wyraźnych.

Różni ludzie, z różnymi winami, kradzieże, jazda po pijanemu na rowerze, bijatyki, włamania, morderstwo. Ale w końcu to chorzy potrzebują lekarza. Różne są powody dla których ludzie przychodzą na spotkania protestanckiego kościoła w katolickim kraju. Bo odrzucili mnie wszyscy, bo szukam czegoś innego, bo potrzebuję radykalnej zmiany a czasami po prostu z ciekawości. Jedno jest pewne w więzieniu ewangelia ma taką samą moc jak poza murami.

Po kilkuletnich obserwacjach jak działa więziennictwo mogę otwarcie powiedzieć że nie wierzę w resocjalizację! Gdyby w jakiś sposób zabłądzili na tego bloga pracownicy służby więziennej pewnie wielu w sercu przyznało się do tego samego. Nie ma żadnej motywacji po odbyciu kary, aby chcieć się zmienić. Za to ci, którzy uwierzą w Jezusa i chcą zostać Jego uczniami doświadczają zmiany. Otrzymują jakąś niewytłumaczalną moc wewnętrzną do prowadzenia nowego życia.

Wielu skazanych zaskoczyło mnie dojrzałością swoich przemyśleń, oceną swoich szans na zmianę czasami humorem. Pamiętam jak zaskoczony byłem gdy okazało się że mam wreszcie z kim porozmawiać o Bułhakowie i Dostojewskim... ale też spotykam się z tym samym problemem który mają ludzie z wolności. Tak trudno uwierzyć że Bóg jest kimś rzeczywistym kto może nam pomóc a przede wszystkim potrzebujemy aby nasze grzechy zostało przebaczone.Potrzebujemy nawrócić się do Boga całym swoim sercem.

Kilka fajnych historii jest w toku. Mam nadzieję że niedługo będę widział ich ciąg dalszy na wolności. Bez wątpienie Bóg jest specjalistą od prostowania życiorysów i wtedy już nie jesteśmy byłymi więźniami ale dziećmi Boga. Jak pisze Św. Paweł:

Tak więc, jeśli ktoś jest w Chrystusie, nowym jest stworzeniem; stare przeminęło, oto wszystko stało się nowe. 2 Kor. 5:17

czwartek, 18 marca 2010

Teoria domina


Teoria domina. Czy o niej słyszałeś?
Jeszcze raz zacznijmy od amerykańskiej polityki lat 60-tych. Trwa zimna wojna, toczy się globalna rywalizacja między supermocarstwami o dominację nad światem. Związek Radziecki za wszelką cenę stara się eksportować do wszelkich możliwych miejsc na naszej planecie swój najlepszy produkt, czyli rewolucję komunistyczną.

Amerykański politolog Georg Kenan sformułował rozwinięcie doktryny Trumana pod nazwą właśnie teorii domina. W skrócie zakładała ona że pozwolenie na to by Związek Radziecki przejął władzę nad jakimś państwem w regionie stworzy zagrożenie dla innych państw. Stany Zjednoczone podjęły się przeciwdziałaniu temu poprzez wspieranie ruchów antykomunistycznych. Najbardziej widocznymi efektami teorii domina było amerykańskie militarne zaangażowanie w Wietnamie, Korei i na Kubie.

Nie mam zamiaru gloryfikować amerykańskich operacji wojskowych z tamtego okresu, choć też ich nie potępię. Chciałbym użyć teorii domina do zilustrowania pewnej sytuacji w życiu duchowym chrześcijanina. Jestem osobiście przekonany że gdyby nie amerykańskie zaangażowanie wojenne komunizm objąłby i zrujnował o wiele większą ilość narodów niż to się wydarzyło. Udało się powstrzymać to poprzez opór militarny. Kostki się nie przewróciły.

W życiu człowieka istnieje taka rzeczywistość która nazywa się grzechem. Jest to nie tylko czynność, jest to pewnego rodzaju stan. Albo jeszcze inaczej mówiąc pewien negatywny potencjał, który nigdy nie zadowala się swoim aktualnym stanem posiadania. Chciałbym porównać go tutaj do pochodu komunizmu przez świat. Docelowo ma on osiągnąć stan stan nasycenia wtedy gdy zdominuje wszystkie dziedziny życia. Nigdy się nie poddaje, nigdy nie rezygnuje, nigdy się nie zniechęca.

Na chwilę przeskoczmy do teologii biblijnej. Skutków grzechu mamy kilka i są dewastujące. Grzech oddziela człowieka od Boga, wprowadzają nieprzyjaźń między Bogiem a człowiekiem, deprawują ludzką naturę, zanieczyszcza umysł i rodzi konsekwencje w postaci nieuniknionej kary. Oczywiście znajdą się osoby, twierdzące że grzech nie istnieje obiektywnie. Że jest tylko taki czy inny wybór ale nie ma zła i dobra absolutnego.

Osobiście jestem przekonany że grzech to nie jest tylko moralizująca przestroga dla małych dzieci, która nie obowiązuje dorosłych. Jest to walka, której doświadczam w swoim wnętrzu. Postawię tutaj teorię dotyczącą czystości w życiu. Jeśli oddamy jakąś dziedzinę we władanie złemu, np. uczciwość w biznesie, wierność małżeńską czy cokolwiek innego, to z tego miejsca będzie ono emanować negatywnie na inne strefy naszej egzystencji. Będzie to po prostu pierwsza kostka domina.

Kiedy zaliczę wtopę duchową pierwszy odruch to poddać się i wycofać się, pewnie tak się czuli amerykanie po przegranej w Wietnamie, tym niemniej udało im się ochronić wiele innych miejsc przed tym co Reagan nazwał Imperium Zła. A więc nie pozwólmy aby ktoś uczynił sobie z twojego życia Domino Day.

List Jakuba 4:7 mówi :
Przeto poddajcie się Bogu, przeciwstawcie się diabłu, a ucieknie od was.

sobota, 13 marca 2010

Nixon i Kapuściński


Afera Watergate sprawiła, że amerykańska opinia społeczna w 1973 r. dowiedziała się nie tylko o nielegalnych działaniach rządu. W dochodzeniu komisji senackiej upublicznione zostały taśmy z nagraniami rozmów Richarda Nixona i jego najbliższych współpracowników. Nagrane rozmowy były szokujące, nie tylko z powodu łamania prawa. Okazała się, że ubóstwiany prezydent na co dzień jest kimś innym niż by się wydawało. Większość rozmów to wulgarny, rynsztokowy język, którego nie powstydziliby się przedwojenni furmani.

Zbudowany przez Richarda Nixona wizerunek na potrzeby publiczne był diametralnie różny od jego codzienności. Przy okazji naszej polskiej afery hazardowej, dzięki podsłuchom CBA dowiedzieliśmy się ,że nasi politycy chcący w mediach uchodzić za ludzi szacownych, na co dzień mówią polszczyzną niezbyt literacką. Nie mówiąc o szemranych układach polityczno-biznesowych. Podobnie należy rozumieć sytuację senatora Piesiewicza, uwikłanego w rzeczy brzydkie a na pewno karalne. Muszę przyznać, że w przeszłości osobiście pana mecenasa lubiłem słuchać i darzyłem estymą. Jednakże byłoby głupim idealizmem wierzyć, że elity polityczne różnią się od średniej społecznej.

Zaskakująca jest siła rażenia takiej medialnej kreacji człowieka. Pazerni władzy despoci chcą uchodzić za opatrznościowych mężów stanu, prymitywni prostacy za złotoustych mówców a lansujący się w telewizji celebryci (znani z tego że są znani) za prawdziwych artystów. Wizerunek publiczny ma swoją cenę i potrafi być mylący.

Ktoś miał powiedzieć, że przez cały czas można okłamywać jedną osobę albo wszystkich jeden raz, ale nie da się okłamywać wszystkich przez cały czas. Patrząc na działalność całych firm PR-owskich zajmujących się ocieplaniem czyjegoś wizerunku, nie jestem pewien czy powyższe stwierdzenie będzie jeszcze długo aktualne. Wizerunek jest jak towar, za który aby był dobry trzeba dobrze zapłacić.

Dobre wrażenie to jest coś na czym zależy wszystkim, ostatnio przeczytałem że Zygmunt Kapuściński, którego książkami się zaczytuję z pasja również nie zasypywał gruszek w popiele, pozostawiając to jak jest postrzegany dziełu przypadku. Kiedy gazeta publikująca jego felieton odmówiła publikacji jego zdjęcia z Gabrielem Garcią Marquezem wpadł we wściekłość. Po prostu chciał się pochwalić taką znajomością.

Konkludując jak zwykle myślą biblijną 1Księga Samuela 16:7 mówi tak:

... Bóg nie patrzy na to, na co patrzy człowiek. Człowiek patrzy na to, co jest przed oczyma, ale Pan patrzy na serce... .

Możemy skutecznie dać się zwieść czyjejś postawie, ewentualnie zwieść innych. Ale nie możemy przechytrzyć Boga, więc się nie starajmy.

środa, 3 marca 2010

Po trupach do celu - wyścig szczurów


Hej prorocy moi z gniewnych lat
Obrastacie w tłuszcz
Już was w swoje szpony dopadł szmal
Zdrada płynie z ust

Nie płacz Ewka
Perfect, słowa: Bogdan Olewicz

Pewien amerykański socjolog nie pamiętam już nazwiska, zagadnięty tradycyjnym - „How are you?” - miał odpowiedzieć - „Compare to who?”. Czy nasze samopoczucie musi zależeć od zestawienia się z innymi. Z tym co mają i gdzie są? Siłą rzeczy jest tak że dokonuje się porównań. I czasami zazdrości. Mam jednak przyjaciela, który zwykł mówić: nie zamieniłbym się na życie z nikim.

Nie tak dawno podejmowaliśmy z żoną, po raz któryś kolei w życiu poważne decyzje dotyczące rodzinnych inwestycji. Przy tej okazji zastanawiałem się nad swoimi rzeczywistymi motywacjami w tej sprawie. Czy czasami nie dzieje się tak że moja chęć dorównania innym jest czynnikiem głównym? Czy mówiąc wprost nie zżera mnie chora ambicja?

Nie czuję się materialistą, ale przecież najwięksi materialiści mówią że nie chodzi o luksus, chodzi to by tylko żyć godnie. Nie wiadomo kiedy staje się do wyścigu szczurów i tracimy duszę dla „trzydziestu srebrników”. Inny ulubiony zespół z młodych alternatywnych lat 80-tych, KRYZYS w swoim kultowym utworze wykrzyczał – Twoja ambicja zabija ciebie, ambicja to twój bóg!
Mówię o ambicji nie wielkich dokonań i osiągnięć, mówię nie o ambicji by służyć Bogu i ludziom, mówię o ambicji aby mieć bo inni mają. Czy z drugiej stron musi być nihilizm życiowy. Nie chce stawać do rywalizacji udowadniania że mogę dorównać albo nawet przegonić innych. Ale chce mądrze spożytkować to co mam dane w życiu. Chce być też hojnym darczyńcą jeśli mogę pomóc.

Pieniądze jak śpiewał Perfect mogą zmienić, obserwuję to szczególnie u młodych buntowników będących moimi rówieśnikami, pamiętam co mówili, o czym śpiewali dwadzieścia lat temu i widzę co ich kręci dzisiaj. Nie chcę tak samo skończyć, bo to byłby naprawdę koniec. Niezależnie od tego co będę posiadał, wiem że największą chlubą mojego życia jest to że Jezus umarł za moje grzechy i dziś mam je przebaczone.

Ps. 73:28
...moim szczęściem być blisko Boga...