niedziela, 7 lutego 2010

Poronin 2010 post factum


I jesteśmy w domu. Rano w kościele było fajne nabożeństwo a jutro wracam do pracy. Nie czuję się wypoczęty, ale za to przyjemnie zmęczony. Nie udało mi się wybrać na Kasprowy Wierch, ale chciałbym tu wrócić jeszcze kiedyś. Jestem wdzięczny Bogu za ten czas, za ludzi którzy stworzyli atmosferę przyjaźni. To cenniejsze niż cokolwiek innego, to prawdziwy dar. Jestem wdzięczny Bogu za bezpieczeństwo, za to że na stoku nic złego się przydarzyło wszystkim uczącym się jeździć.

Organizacja wyjazdu dla 30-stu osób to spory wysiłek ale przecież robię takie rzeczy od 20 lat. I prawie zawsze jest tak samo. Po udanej imprezie mówię sobie warto było. A tym razem naprawdę było warto. Dobrze jest mieć życzliwych ludzi wokół siebie z którymi można kraść konie.

Pamiętam wszystko, 5-cio letniego Dawida, który zaczął obiecująco jeździć na nartach dzięki Grześkowi, pamiętam genialny bogracz Agnieszki, pamiętam „Sikorki” który przezwyciężyły własne lęki, poranne czytanie Biblii z Wieśkiem przy kawie. To był udany wyjazd. Do zobaczenia na następnym...

Jest termalnie


zdjęcie powyżej nie na temat ale je lubię

No i nie udało się na bieżąco...

Ten post piszę po powrocie domu. O wycieczce do Zakopanego nie warto wspominać. Gdyby nie wyjazd wieczorem na jazdę nocną byłby to dla mnie dzień stracony. Jest coś innego co było fantastycznym przeżyciem dnia następnego.

Po powrocie ze stoku wybraliśmy się na basen z wodami termalnymi. Początek był zniechęcający. Zakopianka jak zawsze zapchana i zamiast jechać minut 10 jechaliśmy pół godziny. Zastanawiałem się czy warto. Po wejściu na basen w ciągu jednej minuty przekonałem się że tak.

Jeśli nigdy nie pływałeś w lutym, pod gołym niebem przy temperaturze -10°C powietrza spróbuj jeśli będziesz mieć możliwość. Najlepiej jeśli woda ma temperaturę 37°C :-) .

To był prawdziwy relaks, zamarzające końcówki włosów i jednocześnie przyjemne ciepło rozlewające się po całym ciele. Nieźle to wymyślone. Temperatura wody pozwala na to aby wyjść na chwilę z basenu i natrzeć się śniegiem albo zrobić w nim „orła” i nie trzeba do tego być wcale „morsem”.

Przy okazji, chciałbym pozdrowić w tym miejscu Kasię L. , która jest dzielną kobietą i spacerowała na boso po śniegu, choć po pewnym czasie stopy zaczęły przymarzać do lodu.

czwartek, 4 lutego 2010

Czas leci, ledwie zaczęliśmy, a tu …


Każdy dzień naszej narciarskiej wyprawy, jest obficie upakowany wydarzeniami. Objeżdżamy okoliczne stacje narciarskie, testując je, porównując ze sobą a potem komentując gdzie jeździ się lepiej, gdzie są mniejsze kolejki do wyciągów, gdzie trasy narciarskie są przygotowane solidniej. Wieczorami, ukoronowaniem dnia jest wspólne oglądanie na projektorze zdjęć i filmów zrobionych rano. Dużo śmiechu, podobno nic tak nie cieszy jak upadek bliźniego.

Pogoda wymarzona, słoneczna i ciepła. Wszyscy zażywają zimowego sportu i w większości przypadków widzę wzrost umiejętności. To dobrze że ekipa stara się poprawić swoje umiejętności. Najlepiej to oczywiście widać w przypadku całkowitych nowicjuszy. Od kilku lat, co zimę obserwuję początkujących i mam swoje spostrzeżenie. Powtarzając za klasykiem: OCZYWISTA OCZYWISTOŚĆ.

Pokonać strach jest
, pomijając kwestie techniczne, sprawą podstawową. Tak to prawda on ma wielkie oczy. I lęk przed upadkiem może na początku sprawić że pomyślimy : nie warto zadawać sobie wysiłku. Ale jeśli zdobędziesz się na to, może się okazać że odnajdziesz wielką przyjemność z białego szaleństwa. Jeśli zaś poddasz się lękowi, coś przejdzie ci koło nosa.

Aby zaufać Bogu, wbrew pozorom tez potrzeba odwagi. Przestrzeganie jego przykazań, poznawanie Biblii może być mozolne i zniechęcające. Posłuszeństwo w trudnych chwilach wymaga odwagi, istnieje pokusa aby pójść na skróty, poddać się i wycofać. Bo przecież i bez Niego ludzie potrafią być szczęśliwi. Jeśliby pójść za nimi to ominie Cię najlepsza więź, największa miłość jakiej możesz doświadczyć.

W nauce jeżdżenia przydatny jest instruktor, który przytrzymuje Cię, pomaga i tłumaczy co robić.

Bóg w księdze Izajasza 41:10 mówi:

Nie bój się, bom Ja z tobą, nie lękaj się, bom Ja Bogiem twoim! Wzmocnię cię, a dam ci pomoc, podeprę cię prawicą sprawiedliwości swojej.

Czy On chce być instruktorem naszego życia?

wtorek, 2 lutego 2010

Małe Ciche


Małe Ciche

nie jest ani małe ani ciche. To miejscowość z pięknym stokiem narciarskim, na którym rozpoczynamy naszą narciarską przygodę w Tatrach. Ludzi za trzęsienie, wszyscy „nowi” od nas, którzy pierwszy raz mają deski na nogach są nieco wystraszeni. Dużo zachęcania, instruowania co zrobić aby zjechać. Pogoda jest fantastyczna, lekki mrozik i słońce. Góry są onieśmielające, potężne i groźne, zapierające dech w piersiach. Gdyby nie te kolejki w których trzeba czekać aby wjechać na górę.

Po pierwszym zjeździe na dół stwierdziłem że tego potrzebuję, prędkości, wiatru wyciskającego łzy z oczu, mrozu szczypiącego twarz.

Wieczorem jedziemy w mniejszym gronie na jazdę nocną. Żadnego oczekiwania kolejce, stok jest oświetlony bardzo dobrze. Pojawiły się muldy, które dobrze widać przy sztucznym oświetleniu. Tak to było to, prędkość i kilka ładnie oddanych skoków.

Boże dziękuje Ci za ten wspaniały dzień, który mi ofiarowałeś. Dziękuję Ci za ludzi, z którymi mogę spędzić ten czas, dziękuję za przygodę i za to że wypiętrzyłeś kiedyś Tatry w tej części świata. Jesteś wielki Panie.