wtorek, 28 grudnia 2010

Życie, życie i po życiu...

Święta, święta i…

Pewnie nie tylko moja babcia, tak komentowała nastanie dnia oznaczonego w kalendarzu jako 27 grudnia. Jako dziecko zawsze zastanawiałem się nad tą niekonsekwencją. Przed – pęd do tradycyjnych, ciężkich, kuchennych przygotowań do świąt, w trakcie - ciężkie objadanie się, po – narzekanie na bezsensowność tego wszystkiego. Taki scenariusz powtarzał się co roku.

Nie dziwi mnie znudzenie moich dzieci, które nie widzą frajdy w „rodzinnym świętowaniu” sprowadzającym się najczęściej do siedzenia przy syto zastawionych stołach i robieniu uników aby nie być „przetuczonym” przez swoje babcie, ciotki etc.. Wielu ewangelicznych protestantów zastanawia się nad tym czy w ogóle powinno się świętować święta wynikające wprost z tradycji , a nie Pisma Świętego.

Ta słodka otoczka może z łatwością przesłonić fakt iż w narodzeniu się Jezusa realizuje się jedyna szansa na spotkanie z Bogiem. Paweł – Apostoł ujmuje to tak:

Albowiem jeden jest Bóg, jeden też pośrednik między Bogiem a ludźmi, człowiek Chrystus Jezus (1 Tym. 2,5)

Prowadząca kiedyś w Polsce intensywną działalność buddyjska grupa na plakatach umieściła hasło: Boże Narodzenie jest jak bomba na choinkę, piękna ozdoba pusta w środku. Dodam od siebie więcej. Często całe życie tak wygląda. Z zewnątrz niby ok. i w miarę barwnie i niby wszystkie składniki są w odpowiednich proporcjach. Ale w tych nielicznych chwilach, gdy zdobywamy się na wciśnięcie klawisza pause, jakaś pustka wyłazi na wierzch i wtedy pada pytanie jak u mojej babci po świętach: po co to wszystko? Po co to życie?

A jednak życie może mieć sens, i ten smaczek, który sprawia że chce się żyć. Wczoraj zdarzyło mi się oglądać na Youtube wywiad z byłym brytyjskim premierem Tony Blair’em. Wywiad nie dotyczył jak zwykle polityki, spraw społecznych itd., ale skoncentrowany był na sprawach „duchowych”. Blair wywodzący się z ateistycznej rodziny, opowiadał jaki wpływ na jego osobiste życie wywarła Biblia, jak pojmuje swoją relację z Bogiem i jak nakręca go to  do różnych działań społecznych i politycznych.

Nasze życie określa nie tylko stan posiadania ale przede wszystkim rodzaj ludzi z jakimi mamy relacje, więzi, przyjaźnie. Kiedy człowiekowi brakuje tej najważniejszej, więzi z Bogiem wszystko inne się wyradza i nie ma właściwego smaku. Wtedy kształtują je substytuty, pozory ,które mają nadać im znaczenie. Wszelkiego rodzaju uroczystości religijne mogą być taką zasłoną dymną, czymś co pozoruje zaledwie zaspokojenie duchowej potrzeby Boga.

Wracając do dylematu mojej babci dotyczącego Świąt. O podobnej sytuacji Nowy Testament ustami apostoła Pawła mówi:

Jeden robi różnicę między dniem a dniem, drugi zaś każdy dzień ocenia jednakowo; niechaj każdy pozostanie przy swoim zdaniu. Kto przestrzega dnia, dla Pana przestrzega; kto je, dla Pana je, dziękuje bowiem Bogu; a kto nie je, dla Pana nie je, i dziękuje Bogu. Albowiem nikt z nas dla siebie nie żyje i nikt dla siebie nie umiera; bo jeśli żyjemy, dla Pana żyjemy; jeśli umieramy, dla Pana umieramy; przeto czy żyjemy, czy umieramy, Pańscy jesteśmy.

List do Rzymian 14:2-8

Czas leci, właśnie minęły kolejne święta, pewnie ani się nie obejrzymy a znów będziemy siedzieć przy wigilijnym stole. Kiedyś być może przyjdzie taka refleksja: Życie, życie i po życiu! I wtedy nie tak ważne będzie jak i czy w ogóle świętowaliśmy Merry Christmas ale czy byliśmy Pańscy, tzn. czy należeliśmy w tym życiu z własnego wyboru do Boga.


Osobom znającym angielski polecam !











Brak komentarzy:

Prześlij komentarz