czwartek, 20 stycznia 2011

USTAWKA


Niezmiennie od lat lubię piłkę nożną. I pomimo tego, że (może z wyjątkiem dokonań Lecha) nie za wiele się tu ostatnio dzieje ciekawego, ciągle jestem umiarkowanym kibicem i reprezentacji, i mojego lokalnego MKS-u. Ostatnio jednak wydarzyło się więcej w świecie okołopiłkarskim, niż w samej piłce nożnej. Najpierw gigantyczna ustawka kibiców Widzewa i ŁKS-u na łące w Poddębicach, a potem krwawa vendetta w Krakowie między kibolami Wisły i Cracovii, sytuacja rodem jak z Romea i Julii. Dwie ofiary śmiertelne, sprawy kryminalne w toku.

Pomijając wszelkie oczywiste oceny wydarzeń, jest jedna rzecz, która mnie w świecie kibiców piłki nożnej porusza. Pasja i oddanie. Oczywiście podniosą się głosy, że wandalizm, buractwo i bezhołowie - i nie sposób się z tym nie zgodzić, zwłaszcza że w grę wchodzi autentyczne zagrożenie życia. Ale zawsze kiedy obserwuję kibiców w akcji (chodzi o doping, a nie o bójki), mam wrażenie, że mam do czynienia nie ze sportem, ale z RELIGIĄ!

Pamiętam, jak stałem kiedyś zamurowany widokiem pięcio-, może sześciolatki paradującej w koszulce zapewne podarowanej przez tatę z wielkim napisem:

ZWYCIĘŻAJĄ TYLKO CI KTÓRZY NIE TRACĄ WIARY, 
LUDZIE ZASAD

WKS ŚLĄSK WROCŁAW.

Może będziecie się ze mnie śmiać, ale wtedy Bóg do mnie przemówił na temat wiary, oddania i determinacji. Zastanawiam się, jak to możliwe, jak to się dzieje, że kilkuset młodych ludzi gotowych jest wstać w środku nocy, pojechać kilkanaście kilometrów i zaryzykować utratę życia własnego lub dokonać zamachu na czyjeś w imię klubu piłkarskiego? Czy to tylko głupota? Mam wrażenie, że to byłaby zbyt płytka odpowiedź. Po obejrzeniu legendarnego filmu o angielskich kibicach „Hooligans”, wysilę się na dopowiedzenie, że w człowieku, oprócz potrzeby emocji w duszy i adrenaliny w żyłach, jest także potrzeba oddania, się czemuś większemu, niż jego własne życie. Poświęcić się czemuś większemu, niż ja sam.

Jakże smutnym wykrzywieniem tego pragnienia jest oddanie swojego jedynego życia ofiarowanego nam przez Boga - sprawie klubu piłkarskiego (uwikłanego tak na marginesie w sprzedawanie meczów). Jak wielką głupotą jest zaprzepaszczenie życia z jego wszystkimi talentami, możliwościami, emocjami do przeżycia dla starcia się w imię drużyny piłkarskiej prowadzonej przez częstokroć skorumpowanych działaczy. Na drugiej stronie tej skali jest postawa, której brzydzę się tak samo, jak wyżej wymienionej głupoty. Oddanie się wyłącznie sobie samemu, miłość własna rozdęta do maksimum. Ale dzisiaj ani słowa na ten temat.

Czemu warto się poświęcić? Jakiej wielkiej sprawie? A może po prostu przeżyć życie lekko, łatwo i przyjemnie? Spróbować się przez nie gładziutko prześliznąć, nie angażując się w żadną sprawę, nie opowiadając się za niczym, ani przeciwko niczemu. Nie narażając się nikomu i z nikogo nie czyniąc sobie wroga. Ot tak po prostu posadzić swoje drzewo, wybudować dom  i spłodzić syna. Jacek Dukaj w swojej książce „Lód” napisał, że miarą człowieka jest format jego przeciwników. No oczywiście, nie jest celowe szukanie sobie wrogów „na siłę”, aby się tym sposobem dowartościować. Ale tylko ludzie bez własnego zdania zyskują akceptację wszystkich, a właściwie pozostają przez nikogo nie zauważeni.

Winston Churchill miał powiedzieć że: „ktoś kto się zgadza ze wszystkimi, nie jest wart, aby ktokolwiek zgodził się z nim”. Dylemat czy opowiedzieć się za byle czym, czy za niczym jest złą alternatywą. Warto pójść za czymś większym, niż życie. Jeden z moich życiowych bohaterów napisał: „dla mnie życiem jest Chrystus”... a w innym miejscu tego samego listu do Filipian dodał:

Lecz wszystko to, tak kiedyś cenne dla mnie, teraz, ze względu na Chrystusa, zapisuję na straty”.
Fil 3,7
A ty za czym mocno się opowiadasz w życiu? Przeciwko czemu protestujesz albo czego bronisz wbrew wszystkim? A może płyniesz z prądem... Stań do Bożej ustawki! Miej pewność, że stoisz w szeregach właściwej ekipy.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz