niedziela, 7 lutego 2010

Poronin 2010 post factum


I jesteśmy w domu. Rano w kościele było fajne nabożeństwo a jutro wracam do pracy. Nie czuję się wypoczęty, ale za to przyjemnie zmęczony. Nie udało mi się wybrać na Kasprowy Wierch, ale chciałbym tu wrócić jeszcze kiedyś. Jestem wdzięczny Bogu za ten czas, za ludzi którzy stworzyli atmosferę przyjaźni. To cenniejsze niż cokolwiek innego, to prawdziwy dar. Jestem wdzięczny Bogu za bezpieczeństwo, za to że na stoku nic złego się przydarzyło wszystkim uczącym się jeździć.

Organizacja wyjazdu dla 30-stu osób to spory wysiłek ale przecież robię takie rzeczy od 20 lat. I prawie zawsze jest tak samo. Po udanej imprezie mówię sobie warto było. A tym razem naprawdę było warto. Dobrze jest mieć życzliwych ludzi wokół siebie z którymi można kraść konie.

Pamiętam wszystko, 5-cio letniego Dawida, który zaczął obiecująco jeździć na nartach dzięki Grześkowi, pamiętam genialny bogracz Agnieszki, pamiętam „Sikorki” który przezwyciężyły własne lęki, poranne czytanie Biblii z Wieśkiem przy kawie. To był udany wyjazd. Do zobaczenia na następnym...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz